Mama staje się duszą towarzystwa

wtorek 15 kwietnia 2014
  • Spacer z dziećmi to okazja do poznania innych rodziców i wymiany doświadczeń (fot. sxc.hu)
    Spacer z dziećmi to okazja do poznania innych rodziców i wymiany doświadczeń (fot. sxc.hu)
Wiele osób uważa, że narodziny dziecka oznaczają koniec życia towarzyskiego. Według mnie staje się ono wówczas wyjątkowo bujne, choć przechodzi na inny poziom.

To fakt, że narodziny dziecka kładą kres spontanicznym wypadom do pubu, bo nie zawsze łatwo o wieczorną opiekę dla malca. Z małym współlokatorem ciężko też zorganizować imprezę w domu, by głośne rozmowy nie budziły go ze snu. Problemem bywa nieraz nawet popołudniowe spotkanie przy kawie, gdy maluch akurat marudzi i domaga się uwagi. Jednak, paradoksalnie, nigdy w tak krótkim czasie nie nawiązałam tylu nowych znajomości, co przez trzy i pół miesiąca, które upłynęły od narodzin mojego syna.
Na moim osiedlu mieszkam już dziesięć lat, ale do tej pory znałam właściwie tylko najbliższych sąsiadów i to raczej powierzchownie. Nasze kontakty ograniczały się do „dzień dobry” i czasem krótkiej rozmowy o pogodzie, albo przepalonej żarówce w korytarzu. Dziecko ma jednak przedziwną właściwość prowokowania ludzi do serdeczności.
Zauważyłam, że gdy tylko, wychodząc z wózkiem, napotykam któregoś z sąsiadów, ten od razu czuje się zobligowany, by zapytać o dziecko: jak ma na imię, jak się chowa, czy ma apetyt. Przy okazji wtrąci kilka słów o własnym potomstwie, nawet, jeśli jest już ono dorosłe. Po chwili okazuje się, że gadamy jak starzy znajomi. Spotkałam się też z mnóstwem drobnych, życzliwych gestów: jedna z sąsiadek przyniosła mi kurteczkę po swoim wnuku, inna, widząc, że muszę znieść wózek do piwnicy, zaproponowała, że popilnuje czekającego na mnie w foteliku samochodowym syna. W osiedlowym sklepie często jestem przepuszczana w kolejce przez innych klientów i znam coraz więcej mam, spacerujących z wózkami. Spodziewam się, że w miarę, jak syn będzie rósł, ja będę zawierać coraz więcej znajomości - na placu zabaw, w żłobku, w przedszkolu. Tak, jak jedna z moich nowych „wózkowych” koleżanek, z którą codziennie przechadzam się po osiedlu i która po drodze wita się niemal z każdą napotkaną przez nas młodą kobietą. To mamy kolegów jej starszego syna: ze szkoły, z podwórka, z treningów karate. Zamiast w pubach spotykają się podczas kinderbali, szkolnych wycieczek, na osiedlowej ławce, albo, po prostu, w domu na herbacie.

Kategoria: Felietony