Przedszkola tańsze, ale bez zajęć dodatkowych

niedziela 15 września 2013
  • Dzieci z przedszkola nr 17 w Tychach (fot. alex)
    Dzieci z przedszkola nr 17 w Tychach (fot. alex)
Od września każda ponadprogramowa godzina spędzona przez dziecko w przedszkolu będzie kosztować złotówkę - zadecydowało Ministerstwo Edukacji Narodowej. Radość rodziców trwała krótko, bo w wielu miastach kosztem okazała się likwidacja zajęć dodatkowych.

Na zajęcia sportowe, artystyczne i językowe w przedszkolach było zawsze mnóstwo chętnych. Często to ich oferta decydowała o popularności placówek. - Odbieram córkę do domu o godz. 16.30. Cieszyłam się, że czekając na mnie, uczy się angielskiego i tańca. Po wakacjach dowiedziałam się, że tak już nie będzie - skarży się pani Agnieszka, mama pięcioletniej Nikoli z Dąbrowy Górniczej.
Podobne wieści doszły rodziców z innych miast, m.in. z Jastrzębia-Zdroju. Wszystko przez nowe przepisy. Do tej pory pięć godzin dziennie w przedszkolu było darmowych, a za każdą kolejną rodzice płacili stawkę, ustaloną przez gminę (w Dąbrowie 1,5 zł, w Jastrzębiu 3 zł). Podczas ponadprogramowych godzin, dla chętnych odbywały się zajęcia dodatkowe, prowadzone przez nauczycieli spoza przedszkola, posiadających specjalistyczne kwalifikacje, np. do nauki języka czy sztuk walki.
Teraz MEN zdecydowało, że w całym kraju stawka za ponadprogramową godzinę wynosić będzie złotówkę. Celem były tańsze przedszkola. Jednak żadna firma nie prowadzi tak tanio zajęć. Najtańsze to około 1,8 zł za godzinę. Tak było w zeszłym roku m.in. w Przedszkolu nr 9 w Dąbrowie Górniczej, gdzie rodzice trzylatków za miesiąc angielskiego (średnio osiem lekcji) płacili 15 zł, a w przypadku starszych dzieci - 17 i 20 zł.
- Taniej się nie da, bo za zarobione pieniądze muszę opłacić dojazdy i przygotować pomoce naukowe. Gdy dziecko jest nieobecne, nie pobieram opłat, podobnie, jak od biedniejszych rodziców - mówi Justyna Szlachta, właścicielka szkoły językowej Smart Kids.

Do samorządów, które zrezygnowały z zajęć dodatkowych, wciąż telefonują rodzice, chcąc dopłacać za nie z własnej kieszeni. Gdyby chcieli zapisać dzieci na zajęcia poza przedszkolem, musieliby wydać kilkakrotnie więcej i poświęcić czas na dojazdy.
Aleksandra Barnowska-Pałys z Wydziału Oświaty dąbrowskiego magistratu twierdzi jednak, że dopłacać do zajęć w przedszkolach mógłby tylko samorząd.
- Zajęciami dodatkowymi w takim przypadku musiałyby być objęte wszystkie dzieci. Co prawda, zgodnie z założeniami MEN, w 2013 r. zostanie przekazana dotacja na każde dziecko objęte wychowaniem przedszkolnym, będzie jednak niewystarczająca na pokrycie kosztów utrzymania placówek, nie mówiąc już o organizacji zajęć dodatkowych - wyjaśnia Barnowska-Pałys.
Zapewnia jednak, że rytmikę, taniec i zajęcia plastyczne poprowadzą przedszkolanki.
Podobnie problem próbuje rozwiązać Jaworzno.
- Chcemy, by zajęcia dodatkowe prowadzili zatrudnieni nauczyciele. Tańce czy plastyka to nie problem, bo mają do tego kwalifikacje, ale raczej zrezygnować będzie trzeba z angielskiego - mówi Zbigniew Mika, naczelnik Wydziału Edukacji, Kultury i Sportu.
Jednak właśnie na angielskim rodzicom zależy najbardziej. Mika wyjaśnia, że urzędnicy nie chcą zatrudniać firm zewnętrznych, ze względu na skomplikowane formalności. - Umowy mogliby podpisywać rodzice, a przedszkola udostępniać sale, ale dopiero po zamknięciu placówki, czyli późnymi popołudniami - mówi.

Jednak w Krakowie i Łodzi przedszkola wynajmą firmom sale w godzinach swojej pracy, a czasu spędzonego na zajęciach dodatkowych nie wliczą do czesnego, więc rodzice nie zapłacą podwójnie. Czemu śląskie i zagłębiowskie miasta nie zrobią tak samo?
W związku z niejasnościami, w poniedziałek do Katowic przyjechała minister edukacji Krystyna Szumilas, by wyjaśnić, że na konta samorządów w całym kraju wpłynie wkrótce aż 329 mln na rozwój wychowania przedszkolnego, czyli np. na zajęcia dodatkowe.
- Nie ma przeciwwskazań, by prowadzili je, zgodnie z kompetencjami, pracownicy przedszkoli, ani by dyrektorzy zatrudnili nowych nauczycieli lub podpisywali umowy z firmami zewnętrznymi - mówiła.Takie rozwiązanie zastosują Mysłowice.
- Miasto pokryje koszty najważniejszych zajęć, by zmiany nie były odczuwalne przez dzieci i rodziców - mówi prezydent Edward Lasok.
Przetarg, który zaplanowano na przełom września i października, wyłoni firmy, które poprowadzą gimnastykę korekcyjną i angielski. Przez rok miasto zapłaci im 162 tys. zł. W mysłowickich przedszkolach pozostaną też zajęcia muzyczne, plastyczne i rytmika, prowadzone przez przedszkolanki, a miasto większość z ponad pół miliona zł na dokształcanie nauczycieli przeznaczy na szkolenie kadry przedszkolnej, by mogła w przyszłości prowadzić więcej darmowych zajęć.

Kategoria: Wiadomości