Nie proś w szpitalu o jednoosobowy pokój

środa 22 stycznia 2014
  • Przyjaciółki (fot. sxc.hu)
    Przyjaciółki (fot. sxc.hu)
Zanim trafiłam na oddział położniczy, nie spodziewałam się, że ciąża i macierzyństwo mogą tak zbliżyć obce sobie kobiety. Teraz już wiem - znajomości zawarte w szpitalu mogą stać się fundamentem przyjaźni.

Minął wyznaczony przez lekarza termin mojego rozwiązania i trafiłam do szpitala. Obce miejsce, lęk przed porodem, wielka niewiadoma, kiedy się zacznie. A na sali obca dziewczyna, właśnie wtedy, gdy najbardziej nie mam ochoty na towarzystwo. Od słowa do słowa i okazuje się, że sytuację mamy identyczną: ona też, według prognoz, miała rodzić tego dnia, co ja i czeka, aż coś się zacznie. I boi się tak samo. Może będzie trzeba wywoływać poród? „Jak dobrze, że cię położyli w mojej sali, bo sama tutaj już wariowałam” - mówi na dzień dobry i lody pękają. Opowiada o zwyczajach, panujących w szpitalu. Pokazuje leżące w kącie piłki do ćwiczeń, które mogą przyspieszyć poród. Już wkrótce razem na nich podskakujemy i, za podpowiedzią położnych, biegamy po schodach w górę i w dół. Może maluchy się w końcu zdecydują? Przy tym cały czas gadamy: o zgadze, puchnących nogach i ślicznych śpioszkach, które można dostać tanio w sklepie niedaleko - słowem o tym, o czym nie mówi się obcym i o czym byłoby mi niezręcznie rozmawiać z bezdzietnymi znajomymi, by nie zanudzić ich na śmierć. Jeszcze tego samego dnia do naszej sali dołącza kolejna dziewczyna, a rozmowy stają się coraz bardziej prywatne. Dzięki towarzystwu zapominam o porodowych lękach, a pobyt w szpitalu zaczyna przypominać wesołe babskie wczasy.
W końcu pierwsza z nas trafia na porodówkę. Prosi dwie pozostałe, by towarzyszyły jej na zmianę, zanim dojedzie mąż. Później nasłuchujemy z korytarza: czy to już? Tuż po porodzie dostajemy MMS-a z sali obok ze zdjęciem malucha. Wkrótce same też możemy przytulić nasze pociechy.
Czas opuścić szpital, ale znajomość trwa. Choć jako matki mamy teraz mnóstwo obowiązków, niemal codziennie do siebie dzwonimy lub piszemy, chwalimy się apetytem dzieci, skarżymy na nieprzespane noce i wymieniamy doświadczeniami. Mieszkamy niedaleko, więc umawiamy się na spacer. Planujemy, że nasze maluchy, gdy trochę podrosną, też się zakolegują. Mówię wam: nie proście w szpitalu o pojedynczy pokój, bo stracicie szansę na spotkanie osób, które zrozumieją was, jak nikt inny.

Kategoria: Felietony