Mycie zębów jak spacer po Księżycu
A właściwe – niemycia. Bo w przedszkolu do którego uczęszcza moje dziecko mycie zębów to czynność równie niesamowita jak spacer po Księżycu. „Dzieci zębów nie myją, bo Sanepid nie pozwala” – to zdanie słyszał każdy zainteresowany rodzic. Ale nie każdy sprawdzał potem w Senepidzie. Ja sprawdziłem: Sanepid nie zabrania mycia zębów, ale inspektorzy chcą, by szczoteczki były podpisane i przechowywane w odpowiedni sposób, tzn. żeby nie leżały na jednej kupce. Dyskusja zakończyła się awanturą. W rezultacie w przedszkolu tylko moje dzieci myją zęby po posiłkach (to znaczy – twierdzą, że myją…). A przecież ja nie robię tego ze złośliwości wobec nauczycielek. Nie wymagam też doprawdy zbyt wiele, bo zdaje się, że nauka higieny osobistej i postaw prozdrowotnych jest w programie nauczania. Rezultat widać zresztą jak na dłoni. Właśnie zakończyła się kontrola stanu uzębienia u dzieci. W grupie składającej się z pięcio- i sześciolatków tylko dwoje dzieci nie miało dziur i plomb − w tym mój syn. Nic nie wskazuje jednak na to, by to przemówiło komukolwiek do rozumu. Lenistwo, czy głupota – nie śmiem diagnozować.
A przecież nie o to chodzi. Przedszkole ma uczyć i wychowywać. W porządku, rola rodziców jest ogromna i podstawowa, ale nie jedyna. Każdy wie, że wychowuje dziecko nie dla siebie, ale dla społeczeństwa. A dobrze byłoby, gdyby to społeczeństwo było zdrowe, prawda?