Gdy mamy wszystkiego dość
Piję Lindenbaum znamy dobrze. Uwielbiamy historię o mamie, która stała się smokiem czy o braciach łosiach. Autorka świetnie rozumie dziecięce (i rodzicielskie) problemy, a w książkach pomaga je obłaskawić. Nie jest niczym strasznym, że mamy czasem nie dają rady, że chłopcy mogą chcieć bawić się lalkami, a jedynacy marzyć o rodzeństwie (a chwilę później go nie chcieć). Bohaterką najnowszej książki Pii Lindenbaum jest mała Doris, która traci cierpliwość.
Bohaterka już w pierwszych słowach dzieli się z czytelnikami swoim niezadowoleniem. Doris nie podoba się to, że Egon zabiera jej rower, a mama każe jej przerwać zabawę w piasku i założyć sukienkę. Nikt nie słucha Doris, która nie chce iść na przyjęcie i czuje, że Egonowi na wszystko się pozwala, a ją traktuje niesprawiedliwie. Przychodzi moment, w którym „Doris ma dość”, pakuje plecak i wychodzi. Spacer po okolicy jest dla dziewczynki wielkim wyzwaniem i niebezpieczną przygodą. Niestety, gdy pojawia się w drzwiach domu zauważa, że nikt nie zwrócił uwagi na jej zniknięcie. Zła wykrzykuje prawdę o swojej ucieczce i wtedy dorośli zaczynają z nią rozmawiać. W ten prosty sposób cała frustracja dziewczynki znika, zaraz zapomina o ucieczce i wspólnie z domownikami chce iść bawić się do piasku. Bo to nic złego mieć dość, denerwować się i krzyczeć. Ważne by mieć wtedy kogoś kto wysłucha, zrozumie, utuli i pomoże.
„Doris ma dość” w niezwykle trafny sposób pokazuje dziecięce frustracje spowodowane ciągłym przymusem dostosowania się do wymogów dorosłych. Ta opowieść ukazuje dzieciom, że warto mówić o swoich problemach, ale uwrażliwia też rodziców, którzy powinni zawsze z ciepłem i akceptacją podchodzić do wszystkich emocji swoich pociech.