Mała porodówka może być lepsza od tej modnej

niedziela 12 stycznia 2014
  • Te "modne" szpitale często są oblegane, co przyczynia się do przedmiotowego traktowania pacjentów (fot. sxc.hu)
    Te "modne" szpitale często są oblegane, co przyczynia się do przedmiotowego traktowania pacjentów (fot. sxc.hu)
Są w naszym województwie porodówki, które cieszą się sławą najlepszych. Niczego im nie ujmując, namawiam jednak przyszłe mamy do zainteresowania się ofertą szpitali w swoich miastach. Może się okazać, że na małych porodówkach czekają na was wspaniałe warunki.

Szpital Ginekologiczno-Położniczy „Łubinowa 3” w Katowicach czy Sosnowieckie Centrum Opieki nad Matką i Noworodkiem stały się najmodniejszymi porodówkami w regionie. Obie chwalą się nowoczesnym wyposażeniem, pozwalającym na rodzenie w wybranych przez pacjentkę pozycjach, także w wodzie, z możliwością otrzymania bezpłatnego znieczulenia, czy komfortowymi salami poporodowymi. Sama też przez całą ciąże planowałam rodzić w jednym z tych szpitali, a decyzję o wyborze miejskiej porodówki w Będzinie podjęłam spontanicznie na dzień przed terminem porodu. Przekonał mnie lekarz, przywołując znane powiedzenie o tym, że „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Delikatnie zasugerował, że wprawdzie porodówki w Katowicach i Sosnowcu są najnowocześniejsze w okolicy, ale za sprawą tego także najbardziej oblegane przez pacjentki. Wraz ze wzrostem popularności coraz trudniej w nich o kameralność i rodzinną atmosferę. Zasięgnęłam opinii w internecie i faktycznie, „rodzinna atmosfera” była hasłem najczęściej powtarzanym we wspomnieniach pacjentek z Będzina. Wśród wad porodówki wymieniały one zaś przede wszystkim brzydkie łazienki. „To da się przeżyć” - pomyślałam i postanowiłam zaryzykować.

Na miejscu przeżyłam zaskoczenie. W Będzinie łazienki faktycznie były brzydkie, ale za to sale porodowe wyposażone bez zarzutu. Worki sako, piłki oraz wanna i prysznic do immersji wodnej okazały się standardem. Zamiast znieczulenia zewnątrzoponowego zaproponowano mi bezpieczniejsze metody łagodzenia bólu, jak elektrostymulacja TENS i wdychanie podtlenku azotu, zwanego gazem rozweselającym. Przyjmująca mnie do szpitala położna zaproponowała, by mąż przyniósł na pendrive moją ulubioną muzykę i zapachowe świece, abym mogła się odprężyć.

Opieka po porodzie też była fantastyczna. Nie wiem, jak na Łubinowej, ale w Sosnowcu, gdy leżałam na patologii ciąży, położne co rano o szóstej nawoływały przez głośniki nad łóżkami do mierzenia temperatury, a potem świeciły w salach światło. W Będzinie położna wchodziła do sali na palcach mówiąc: „Kochanie, zmierz proszę temperaturę”, a potem zachęcała: „Pośpij jeszcze troszeczkę”. Lekarze w Będzinie też byli bardziej dostępni i mniej zabiegani. Ponieważ pacjentek na oddziale było zaledwie trzy, włącznie ze mną, po porodzie dostałam własną salę (choć miejsc było w niej pięć). W dodatku cały personel nas znał i zagadywał przy każdej okazji. Ze swoich macierzyńskich rozterek można się było zwierzyć nawet pani salowej.

Kategoria: Felietony