Mama na kwarantannie

piątek 24 kwietnia 2020
  • Kwarantanna to wyzwanie, głównie dla mam (fot. pexels)
    Kwarantanna to wyzwanie, głównie dla mam (fot. pexels)
Gdyby ktoś 2 miesiące temu powiedział mi, że będę zamknięta w domu, bez możliwości chodzenia do pracy, bez zaprowadzania i odbierania dzieci ze szkoły, bez zajęć dodatkowych i mimo wszystko - bez czasu na pomalowanie się - nie uwierzyłabym.

Jest super i chciałam się swoim szczęściem podzielić. Bo jak tego nie zrobić?! Mam niepowtarzalną okazję spędzać z moimi pociechami 24 godziny na dobę. Właściwie wszystko, co pozwalało mi zachować zdrowie psychiczne zostało mi nagle odebrane. Możliwość pozostawienia dzieci u kochanych dziadków, chodzenia do pracy (rany jak ja chcę do pracy!) czy chwili po prostu dla siebie, bez lamentów i kłótni: "Mamo nudzi mi się! Mamo Marcel mnie denerwuje! Mamooo, Mamooo jestem głodny!”

À propos głodu, jeżeli ja w swojej naiwności myślałam, że w tym czasie będę mogła zdać się na jakąkolwiek improwizację, bo przecież nie pali się, nic nie muszę, nigdzie się nie śpieszę, rany… ale ja byłam głupia. Dzieci niesamowicie dbają o to, bym nudy nie czuła. Mam wrażenie, że non stop myślą o jedzeniu - już przy śniadaniu pytają, co będzie na obiad, co na kolacje… a sorry zapomniałam o podwieczorku. Chyba przepoczwarzają się w motyle, a ten proces wymaga wysiłku.

Uwierzycie, że mój bilans ostatniego miesiąca to jedna książka i jeden film? Kiedy zamykali biblioteki, pomyślałam - nie jest dobrze, książek starczy mi na tydzień.  Ale byłam głupia! Zachodzę w głowę, jak to możliwe, że dotąd byłam w stanie przeczytać trzy książki w ciągu miesiąca? Nie zdawałam sobie sprawy, że w czasie podróży do pracy mogę poczytać w spokoju. Ciekawe, co powiedzą w bibliotece, gdy po jej otwarciu przedłużę termin zwrotu książek.

Uzupełnieniem mojego szczęścia jest prowadzenie lekcji. Uwielbiam wykładać: kolejność działań, ortografia, przyroda – sama przyjemność. Tego tematu przezornie dalej nie będę poruszać, jeszcze za dużo napiszę, a po co, jak jest super.

Ostatnio dużo kupuję przez internet. Z reguły wybieram paczkomaty – wiadomo, bezpieczniej. Jednak ostatnio, ze względu na niewymiarową przesyłkę, odwiedził mnie kurier. Jakie było moje zdziwienie, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi (dodam, że byłam tuż przy nich), otwieram, a tam paczka, człowieka ani śladu! Szacunek, muszę poćwiczyć, przyda mi się, jak będę podrzucać moje dzieci pod czyjeś drzwi.

Myślę jednak, że nie jestem jedyną na tym świecie niezorganizowaną matką. Kochane pozdrawiam Was. Trzymajmy się.

Jeszcze będzie normalnie…

Kategoria: Felietony