Tam, gdzie młodsi bracia mają anielskie skrzydła, a lasy są pełne potworów
„Małe licho i lato z diabłem” to trzecia powieść Marty Kisiel opowiadająca o przygodach dziesięcioletniego Bożka, który jest trochę człowiekiem, trochę widmem, a trochę glutem. Opowieść o tym niezwykłym chłopcu dedykowana jest głównie dziecięcym odbiorcom, ale przypadnie ona do gustu również starszym miłośnikom dobrej literatury.
Recenzję pierwszej części możecie przeczytać tutaj. Czytaliśmy również drugą, więc o trzeciej możemy napisać bez wahania, że wciąż trzyma bardzo wysoki poziom i ma równie niezwykły klimat. Właśnie ta, jedyna w swoim rodzaju, baśniowa i tajemnicza atmosfera unosząca się nad powieścią urzeka najbardziej. Trudno mi stwierdzić czym jest ona spowodowana. Czy zaskakującą oryginalnością stworzonego świata? Czy może bogactwem nawiązań do innych dzieł literackich? Albo niezwykłymi bohaterami pełnymi ciepła i humoru?
Tym razem Bożek wybiera się na wakacje. Pełen radości rusza do cioci Ody i snuje plany leśnych przygód, które przeżyje ze swym kochanym aniołem o imieniu Licho. Niestety, na miejscu okazuje się, że najbliższe dni musi spędzić z innym chłopcem - znajomym z klasy, całkiem zwyczajnym, zadzierającym nosa i nie lubiącym się z Bożkiem… Potem sprawy skomplikują się jeszcze bardziej, bo przecież nie może tu zabraknąć fantastycznych potworów, tajemniczych krain i pełnego napięcia finału.
„Małe licho i lato z diabłem” świetnie łączy w sobie angażujące czytelnika obyczajowe wątki (tu najważniejsza jest relacja między Bożkiem i Witkiem, która z początkowej wrogości przeradza się w zrozumienie, sympatię, a nawet przyjaźń) z bogactwem niezwykłego, fantastycznego świata (mnóstwo tu słowiańskich motywów). Wszystko to wzbogacone jest świetnymi ilustracjami Pauliny Wyrt. Całość nas bezsprzecznie zachwyca.