Chodzi o pasję i nic więcej

czwartek 17 listopada 2016
  • Jak to jest prowadzić klub gier planszowych dla dzieci pisze Marzena Nowak-Trzewiczek (fot. Marzena Nowak-Trzewiczek)
    Jak to jest prowadzić klub gier planszowych dla dzieci pisze Marzena Nowak-Trzewiczek (fot. Marzena Nowak-Trzewiczek)
Prowadzę od lat koło gier planszowych. Uczęszczali na nie jedynie młodzież i dorośli, ale nie dzieci. Wymyśliłam, że skoro dzieci nie mogą przyjść do mnie, to ja pójdę do dzieci - tak oto trafiłam do świetlicy szkolnej w jednej z gliwickich podstawówek. I się zaczęło…

Uwielbiam planszówki, dlatego zależało mi na tym, żeby zarazić tą pasją najmłodszych. Od blisko dwóch lat w ramach zajęć na świetlicy, 2 razy w tygodniu, po trzy godziny próbuję to zrobić. Przychodzi, kto chce. Nie ma zapisów, listy obecności, jedynie liczenie dzieci, żeby się nie pogubiły. Są oczywiście pewne zasady:

– gry to zajęcie towarzyskie, gramy ze wszystkimi,

– kto się kłóci lub bije, ten opuszcza natychmiast zajęcia (wystarczy jednorazowa taka akcja),

– gramy z innymi dziećmi, a nie z panią (wymusza to na dzieciach szukania pary do grania),

– po zakończeniu zabawy ładnie składamy wszystkie planszówki,

– nie obrażamy, się gdy przegrywamy.

Reguły działają. Dzieci grają. Przychodzi często ponad trzydzieścioro graczy. Wpadają i grają. Pierwsze dwie godziny zajęć grają w co chcą i co jest dostępne na sali. Na trzeciej godzinie, gdy połowa dzieci idzie już do domów, mam czas i możliwość wprowadzić nowe tytuły. Nie za często, nie za dużo. Raz na jakiś czas. I nie ma znaczenia, że czasami wracają do poprzednich gier i przez kilka spotkań z rzędu grają w jedną grę. Skoro ich ona fascynuje – niech grają. Jeżeli chcą pobawić się komponentami z gier ­­- też mogą. Nazywam to oswajaniem z grą. Wiem, że najpierw bawią się figurkami, żeby za jakiś czas zadać pytanie: „Psze pani, a jak się w to gra?". Bo dzieci są ciekawskie i chłonne jak gąbka. Moje bycie „panią ze świetlicy” osiągnęło wspaniały etap. Gdy wchodzę do świetlicy, żeby zabrać dzieciaki do sali z grami – widzę, jak podrywają się z różnych miejsc i biegną z krzykiem: „Ja też! Ja też!". I wtedy myślę sobie, że chyba mi się to udało… udało mi się zarazić maluchy moją pasją. I o to chodzi, o nic więcej.

 

*Autorka jest mamą trójki dzieci. Od lat pracuje jako instruktorka koła gier planszowych w gliwickim MDKu. Zachęcamy również inne mamy do dzielenia się z nami swoimi przemyśleniami, prezentowania swoich talentów czy zawodowych osiągnięć, które w jakiś sposób pomagają najmłodszym pozwać świat i się rozwijać.

Kategoria: Felietony