Czy małe dzieci mogą się uczyć historii?
Kolorowa, wesoła i bogata w szczegóły - pierwsza taka historia Polski dla małych czytelników. Urzeka od pierwszego wejrzenia mocą barw, sztywnością wielkich kart i wielością drobnych ilustracji, z których każda ma jakieś znaczenie.
Map jest osiem. Każda jest rozkładówką i przedstawia inny okres, od pierwszych Piastów po czasy współczesne. Wydają się cudownym pomysłem, ale czy takie niby-dziecięce mapy mają sens? Przecież to widza wykraczająca poza przedszkolne ramy, a dla starszych dzieci obrazki mogą wydawać się zbyt dziecinne.
Nic bardziej mylnego. Po pierwsze maluch nie musi od razu rozumieć i poznawać wszystkiego. Na pewno zapamięta skupioną twarz Marii Skłodowskiej – Curie z bulgoczącą fiolką lub miecze pod Grunwaldem. Zauważy jak z każdą stroną kształt Polski się zmienia, a wraz z nim stroje mieszkańców tych map. Za parę lat zobaczy w podręczniku zdjęcie pana w mundurze z sumiastym wąsem i skojarzy, że to Piłsudski. Za tym skojarzeniem pójdą w ślad inne obrazki i okaże się, że już coś wie o epoce. Ze starszymi dziećmi można wchodzić w rozmowy na temat szczegółów, tworzyć zadania i zagadki, razem szukać odpowiedzi. Jedyną trudnością może być nieznajomość historii przez dorosłych. Przy tej książce trzeba mieć wiedzę lub chcieć ją zdobywać. Nie wiedziałam, na przykład, co robi wielki budynek SP 52 na jednej z map. Zajęło mi chwile nim w sieci odnalazłam artykuł o planie budowy 1000 szkół w czasach PRL-u. Osobiście, jestem zachwycona wspólnym szukaniem odpowiedzi i wracaniem do czasów szkolnych by przypomnieć sobie o Unii Lubelskiej.
Mamy kolejny wielki (choć rzeczywiście krótki) tytuł, który daje możliwość rodzinnego spędzania czasu – tym razem z polską historią. Nie miałabym nic przeciwko by kiedyś pojawiły się dodatkowe plansze. Robi się zimno, wieczory coraz dłuższe. Myślę, że warto pochylić się razem nad naszą historią – tekstu w niej nie ma, więc tylko od nas zależy co i jak opowiemy pociechom.