Najważniejsza lekcja, jaką otrzymałam od swojego dziecka

czwartek 26 maja 2022

Aleksandra Scelina, mama 14-letniego Józia

Podobnie jak inni rodzice dzieci z zespołem Downa, przeszliśmy dużo trudnych momentów. Pobyty w szpitalu, konsultacje u specjalistów, terapie... Niezależnie jednak od tego, z czym musimy się mierzyć,najważniejsze jest to, że Józio z nami jest. Właśnie to, jaki on jest, stanowi dla nas dar i źródło nauki. Przede wszystkim miłości - absolutnie bezwarunkowej; ale także ogromnej empatii i cierpliwości.

Józio rozwijał się w swoim tempie i dla mnie (mamy, która wcześniej urodziła już dwóch synów) była i nadal jest to ogromna lekcja właśnie cierpliwości. Na to, co zdrowe dzieci osiągają na przykład w ciągu miesiąca, Józio potrzebował roku. To mogło powodować momentami frustrację, ale jednocześnie dało mi szansę na dłuższe cieszenie się z jego postępów, bo to była radość rozłożona w czasie. Nad pierwszymi krokami zachwycałam się przez kilka tygodni. W przypadku starszych synów praktycznie nie pamiętam tego momentu, bo już po miesiącu musiałam nadążyć z bieganiem za nimi. Wychowując Józia, jest przestrzeń na celebrację każdego osiągnięcia - niewielkiego może dla osoby patrzącej z zewnątrz, ale dużego w skali Józia. Tak jest przez te wszystkie lata. Nieprzerwanie się zachwycam. Na przykład rysunkiem, jaki stworzył samodzielnie. Jestem uważna na to, aby szybko nie przechodzić do obowiązków dnia codziennego, ale zatrzymać się na tym, co zrobił i wysłuchać syna, który chce opowiedzieć o tym. A to, co chyba dla nas najważniejsze w "szkole Józia", to nauka cieszenia się z każdej drobnostki. Cieszenie się szczere, pełnym sercem, z ogromną wdzięcznością dla świata i ludzi, którzy są wokół. Niby taka prosta rzecz... Szkoła bycia tu i teraz.

Strony

Kategoria: Felietony

Zobacz także